Zwaliło się troszkę rzeczy na głowę. Zapraszanie gości, uczelnia i pisanie pracy, później komunia, aż skończyło się chorobą i czterema dniami w łóżku. Tylko sen, tabletki, sen, jedzenie, sen. Jeszcze tak w 100% do siebie nie doszłam, jestem osłabiona i lekki wysiłek kończy się dwugodzinnym snem, ale obeszło się bez antybiotyku, a temperatura spadła.
Dzisiaj Narzeczonego wygoniłam do rodziców w ramach delegacji, jakaś tam rodzina przyjeżdża. Ja nie mam siły, więc zostałam w domu. Może popiszę pracę, a może po prostu nazbieram sił. W końcu poniedziałek już niedługo i do pracy czas wrócić.
Jakieś dwa tygodnie temu zawitaliśmy do nowej restauracji na Rynku Manufaktury - Galicji. W sumie zupełnie przypadkiem. Planowaliśmy sobotni obiad na mieście, szliśmy w sumie z zamiarem zjedzenia czegoś innego, ale... Co się stało? Dostałam kupon zniżkowy, pewnie gdyby nie on to jeszcze długo nie zauważyłabym istnienia tego przesympatycznego miejsca, ponieważ rzadko korzystamy z wejścia od strony ul. Ogrodowej. Oczywiście nie będę ukrywała, że 20% zniżki też zrobiło swoje. ;)
Lubimy eksperymentować i szukać miejsc, gdzie potrafią popieścić nasze podniebienia. Galicja jest miejscem do którego na pewno zajrzymy ponownie i to nie raz. Wystrój bardzo ciepły, jasny, od razu kojarzy się z dobrym jedzeniem. Obsługa naprawdę przesympatyczna i pomocna, a jest jej tak dużo, że byliśmy w szoku. Od wejścia interesują się klientem. Dobrze, najgorsze co może być, to traktowanie klienta jakby nie istniał. Już nie raz weszliśmy do jakiejś (niby dobrej) restauracji... i wyszliśmy. Nikt nie podszedł, nie podał nawet karty. Nie to nie, wybór jest tak duży, że nie musimy jeść akurat u nich.
Wracając do Galicji. Jedzenie bardzo smaczne. Zamówiliśmy zupę gulaszową i pierogi z kapusta i grzybami, drugą porcję z mięsem, na deser ciasto czekoladowe. Narzeczony był zachwycony zupą, a On za zupami nie przepada. Ja jedynie spróbowałam, bo nie byłam aż tak głodna, żeby zjeść dwa dania. Pierogi równie pyszne. Według mnie dużo lepsze niż w nieistniejącej już Pierogerii. Ciasto dużo delikatniejsze, więcej farszu, no i pyszna polewa z boczkiem, moja ulubiona wersja podania. Po takiej uczcie skusiłam się na deser i byłam wniebowzięta. Dawno nie jadłam tak dobrego ciasta czekoladowego, następnym razem zamówię je ponownie na pewno. Deser byl idealnym dopełnieniem tamtego sobotniego obiadu.
Tak się niby narzeka na ulotki i kupony, że wręczane na siłę, nikt nie zwraca na nie uwagi, a jednak... Ktoś tam nowy zawsze zawita :) Jak smakowało, to świetnie, kolejny lokal, który można na zmianę z innymi odwiedzać.
OdpowiedzUsuń