Te uczucia zaczęły budzić się niecałe dziewięć miesięcy wcześniej. Najpierw była wielka radość, niedowierzanie i pewnie strach jak to teraz będzie. Później pierwsza wizyta, maleńki punkcik na ekranie i ten Jego uśmiech. Podekscytowanie. Bijące serduszko.
"To będzie chłopiec!"
Radości nie było końca.
Z każdym tygodniem coraz więcej mówił do brzuszka. Całował go przed pójściem spać i po przebudzeniu. Dumnie opowiadał o wizytach i usg. Planował co będzie robił ze swoim synkiem, kiedy ten będzie już na świecie. Ostatnie tygodnie ciąży wypełnione były oczekiwaniem i zniecierpliwieniem.
"Chciałbym mieć go już przy sobie."
Był przy porodzie. Wspierał. Widział tę maleńką główkę jeszcze nim ja mogłam ją ujrzeć. Przeciął pępowinę. Ale nigdy nie zapomnę tych łez szczęścia w Jego oczach i tych słów "Dziękuję za niego, jest cudowny".
Tamtego dnia mój mąż stał się ojcem.
Taka miłość ojca do syna.
Taka miłość jedyna.
Pięknie <3
OdpowiedzUsuńPięknie napisane. Wzruszyłam się!
OdpowiedzUsuń